Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/132

Ta strona została uwierzytelniona.
—   124   —

Po rozejściu się gości, pani Laura natychmiast wyszła do swojego pokoju i zadzwoniła na służącą. Była to, jakeśmy mówili już, dawna jéj i poufała sługa. Po wnijściu do pokoju poznać było można, że ze swą panią zostawała w stosunkach jak najbliższych. Przy ludziach panna Gertruda okawała jéj jeszcze niejakie poszanowanie. Sam na sam obchodziła się jak z osobą, któréj się nie obawia wcale. Od progu zaczęła się przypatrywać ze zbyteczną uwagą, niespokojnie chodzącéj po pokoju pani, śledziła ją oczyma.
— A co to pani już jest? — spytała głosem gderliwym. — Boć już jest? niechno pani powie.
Z przymuszonym uśmiechem obróciła się ku niéj Laura i ruszała ramionami.
— A ty? — pogroziła palcem.
— Kiedy ja już panią znam — gderząc rzekła służąca. — Tu się nie ma czego wypierać! Oto! Dosyć bym spojrzała!
— Trzymałaś się pani, trzymała trzy lata, a już widzę, że coś znowu zaświtało! Skaranie Boże! znowu będzie jakie nieszczęście! Jeszcześmy tamtego nie wydychały!
Laura jéj ręką usta zamknęła. Inna to była zupełnie teraz kobieta, i tak różna od salonowéj pani Laury, grającéj zdumienie i arystokratyczne dającéj sobie tony, że nieprzygotowany ktoś by jéj niepoznał może. Wyswobodzona z więzów poruszała się swobodnie, żywo, ale jakoś niezgrabnie, bez wdzięku. Ruchy były rubaszne niemal i popędliwe. Twarz wysznurowana, spokojna, miała wyraz