Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/137

Ta strona została uwierzytelniona.
—   129   —

Lucie! cóż znowu? mojego! proszę cię.
— Przepraszam! Powiadam ci, miałam scenę — kończyła radczyni. — Pierwszy raz w życiu mi się mój stary zbuntował, pod pozorem, że chłopcy korzystają, że do odprawy nie ma pozoru słusznego, że ja mam imaginacyę. Ale, ja hrabiątku temu życie tak zatruję, że sobie sam pójdzie precz...
Siadła pani Dziembina, zadyszana i poruszona.
— Co nadto to nadto! — dodała. — Jakie zuchwalstwo żeby na Emcię patrzéć w ten sposób, mnie się przypochlebiać i wzdychać...
Laura się uśmiechnęła niedowierzająco.
— Ale, słowo ci daję...
Ponieważ pani domu widocznie o tém dalszéj już unikała rozmowy, Dziembina zwróciła się do Serafina.
— Zatém — rzekła — ja rachuję na ciebie, dziś, wieczorem. Drzwi będą zamknięte dla wszystkich, nawet męża wyprawię do resursy, choć tam mi go zawsze zgrywają. Będziemy we dwie z Emcią i Serafin.
— A! imie ma Serafina! — odparła zdumiona znowu pani Laura — Serafina!!
— Czy ci się nie podoba? — spytała Lucya.
— Ale nie! tylko, przyznaję się, Serafinów zawsze widywałam księży tylko... — szepnęła pieszczono Laura.
— On ma i drugie imię, a gotów dla ciebie, ręczę, choćby trzecie sobie wziąć — mówiła radczyni — chłopak taki, że z nim życ i umierać, wesół, zdrów, silny, trochę parobkowaty, prawda, ale na