Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/14

Ta strona została uwierzytelniona.
—   6   —

— To nie jest humor — zawołał z powagą starszy — to silne, niewzruszone przekonanie. Przyszła godzina że ci potrzeba było oczy otworzyć. Jesteś moim siostrzeńcem, nie mam ci czém pomódz, na obwinięcie palca nic ci dać nie mogę, moja emerytura ledwie mi na życie starczy. Daję ci co mam najdroższego, owoc życia — doświadczenie — zdobytą prawdę!
— Bez blagi do niczego nie dojdziesz! Szelmostwa i świństwa robić nie życzę, są to rzeczy nie opłacające się, nie ma na nich rachuby — ale — ale pomiędzy ideałem a świństwem jest przestrzeń znaczna, po któréj rozumny człowiek bezpiecznie kroczyć może — Est modus in rebus.
Palec położywszy na nosie, stary emeryt chrząknął.
— Rozumiesz ty to? — spytał.
— Rozumiem tylko, że wujaszek jest w obawie, abym jakiego głupstwa nie zrobił.
— A no tak — rzekł emeryt — głupstwo powszednie, maleńkie, nie pociągające za sobą konsekwencyi, na jakie młodość jest narażoną — rzecz prawie nieunikniona; ale z was niektórzy umieją palnąć takie, za które całe życie pokutować trzeba.
Bolko milczał, emeryt się obejrzał do koła z pewną obawą.
— Niech wujaszek śmiało mówi, nie mamy innych sąsiadów co by nas podsłuchiwać mogli, nad jaskółki. W istocie zwijały się one około okna, pod którem gniazdo miały.