— Wystaw pan sobie, że dla jakichś formalności jeszcze mi trzy tygodnie czekać na nią każą.
Pokręcił głową profesor.
— O! to rzecz smutna!
— Ale — to furda wszystko — przerwał prędko Brzuchowski — grosiwa jeszcze mam dosyć...
Ostygła nieco rozmowa, Maciórek zaczynał się dorozumiewać, że pono nadzieja śniadania była jedną z tych zwodniczych nadziei, co się ziścić nigdy nie mają. Nie chciał tracić czasu. Na wszelki jednak wypadek wtrącił cicho.
— A dziś co z sobą porabiacie?
— Do herbaty mam czas wolny — odezwał się Serafin — trzeba będzie pomyśléć gdzieś co przetrącić i gardło popłukać. Wczoraj mi mówiono o taniéj i dobréj kuchni u Poziomkiewiczowéj.
— Zapewne! zapewne! — potwierdził chłodno Maciórek, któremu nie podobał się zwrót ku tańszym zakładom, znamionujący, czego się już domyślał — wyczerpanie finansowe. Nie cierpiał ludzi nie mających pieniędzy i zmuszonych się oszczędzać — byli mu wstrętliwi.
— A profesor co z sobą robi? — spytał Brzuchowski.
— Ja! regularny jestem jak zegarek — odezwał się Maciórek — gdzieś się coś zje, skromniuchno, hygienicznie — a potém na szachy i czarną kawę.
Pomimo zagadnięcia, które jeszcze dozwalało się spodziewać zaproszenia, Serafin otrzymawszy odpowiedź, pocałował tylko w ramię dawnego nau-
Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/146
Ta strona została uwierzytelniona.
— 138 —