się wysoce zaszczyceni tém, iż raczył ich wyróżnić w tłumie.
Profesor zdala dojrzał tego pana, i przyspieszył kroku do szachownicy. Zobaczywszy go, owa potęga głową go pozdrowiła.
— Jak się masz profesorze — odezwał się — a co w szachy może zagramy?
Profesor mając z potęgami do czynienia, zwykle stawił się jako szorstki dosyć filozof i spartańczyk. Był to dobry sposób nie dać się im sponiewierać.
— Jeżeli pan Samuel Bombastein raczy mi ten zaszczyt uczynić — odezwał się cedząc profesor — i owszém, miło mi będzie.
— A dasz mi wieżę fora? — spytał stojący już nad szachownicą z rękami w kieszeniach mąż wielki.
— Nie sądzę byś pan jéj potrzebował — odezwał się profesor — jesteśmy równéj siły.
— O nie! — rzekł pan Samuel — bo ja mam dystrakcye...
To mówiąc zasiadł, a ci co mu służyli do rozmowy, powoli, nie chcąc grającym przeszkadzać, rozeszli się.
Gra się zaledwie zaczynała i dwa pierwsze pionki poruszyły, za któremi laufry na plac wyjechały, wedle obyczaju, gdy szumnie jakoś i zamaszysto wpadł do pokoiku, z niezwykłym dobrym humorem Bolek Tańczyński.
Bombastein skrzywił się znacząco, spoglądając na tego nieznanego młodzika, który nie znał należnego dlań uszanowania — gdy i profesor téż obej-
Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/150
Ta strona została uwierzytelniona.
— 142 —