Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/156

Ta strona została uwierzytelniona.
—   148   —

razem, ale Bolek mu oświadczył, że na profesora czekać musi. Rozstali się więc — a pan Tanczyński zamyślony, rozparty pozostał na swém miejscu, mając czas rozpatrywać się we własnéj tualecie, tego dnia nadzwyczaj starannéj i świeżéj. Dopomagało mu do tego choć w oddaleniu wiszące zwierciadło, które ładną jego postać odbijało. W téj przyjemnéj kontemplacyi najmilszego oblicza, Bolek przetrwał dosyć długo. Pan Bombastein miał czas dwie partye szachów z profesorem rozegrać i wyszedł bocznemi drzwiami, polecając mu, aby siostrzeńcowi przypomniał, iż go zaprosił do siebie.
Wysunął się i profesor, — chcąc odbyć wieczorną pielgrzymkę około restauracyi, azali by od porannéj szczęśliwszą nie była — gdy siostrzeniec go na drodze pochwycił. Razem wyszli na ulicę.
— Niechże mi wuj powie coś więcéj o tym paru — spytał Bolek.
— Właśniem chciał to spełnić — rzekł Maciórek, — zarekomendowałem cię tam, mogę powiedziéć, nie chwaląc się, mistrzowsko. Masz wstęp do domu człowieka, który tu jest w wielkiéj estymie. Szacują go na miliony — głowa finansowa ogromna.
— Ma familią? — spytał Bolek.
— A jakże! dwie córki dorosłe, albo i trzy może! Panny podobno nie bardzo ładne, ale znakomicie wykształcone, dom książęcy — towarzystwo jak najlepsze...
To mówiąc profesor utarł nos z pedanteryą pedagoga, który wie, że nawet tę funkcyę spełniając