Wirtuoz był śmiejący się, poruszony — i nie zważał może, iż wejrzenie gospodarza zdala go piorunowało. Niecierpliwie szeptał on coś do ucha doktorowi, zdając się wcale nie rad wizycie. Tymczasem Leonia pobiegła, siostrę zostawiając wirtuozowi, aby kazać podać herbatę. Towarzystwo się całe znów skupiło około stolika. O ile ojciec nie był rad odwiedzinom pianisty, o tyle panny okazywały mu sympatyi i zajęcia. Skromny, pokorny, wielki mąż siadł obok panny Flory, widocznie pragnąc nikogo swą potęgą nie olśniewać i pozostać na dziś prostym śmiertelnikiem. Oczy tylko jego szukały pilno wejrzenia starszéj panny, która ich nie unikała. Ojciec zdala patrzał na to, nie umiejąc ukryć swego nieukontentowania.
Był nawet tak poruszony, iż niezważając na to, że po raz pierwszy Bolka w swym domu przyjmował, na bok go odprowadził i wielkim palcem po za siebie wskazując szepnął mu.
— Myśli pan, że jego tu prosiłem? Pan go zna? On tu koncert dawał za pieniądze! Ale to nie jest żaden Liszt! Ja wiem nawet zkąd on jest... Nawet nie chrzczony! Raz jego wpuściłem do domu — i ma jakąś imaginacyę!!
Ruszył ramionami gospodarz.
Bolek zrozumiał tylko, iż tu wirtuozowi nie bardzo byli radzi. Widział i on to może, lecz panny niegrzeczność ojca starały mu się nagrodzić. Podano mu herbatę, rozmowa ożywiła się bardzo.
Wirtuoz czasem głos podnosząc opowiadał: jak Arcyksiąże... w Wiedniu po koncercie przychodził
Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/172
Ta strona została uwierzytelniona.
— 164 —