mu winszować, jak ks. Lichtenstein i hr. Clary i ks. Auersperg i inni... to i to mu mówili.
Na panu Samuelu nawet te wielkie, piękne imiona nie czyniły wrażenia, ręce trzymał w kieszeniach i usta miał wydęte do góry.
Panny zająwszy się tak muzykiem, doprowadziły go do tego, iż się dał posadzić do fortepianu.
Jak zawsze tak i tego dnia, nie ubiegając się za efektami, zagrał rzecz prostą, naiwną, z wielkiém uczuciem i cieniowaniem wytworném. Wszyscy słuchali z uwagą, tylko pan Samuel się krzywił, a po skończonéj Chaconnie, szepnął Bolkowi.
— To nie jest nic osobliwego! Jak Florka chce, to ona lepiéj zagra, jak ona jest w inspiracyi, to się okna trzęsą — ja nieraz myślałem, że cała orkiestra. A to! to jest brzdąkanie.
I głową pokręcał jak wielki znawca powtarzasąc. — To nie jest nic osobliwego.
Panny się unosiły i słusznie, bo gra była wykończona i piękna, nie goniła za świetnością i popisem, a była pełną czucia i wdzięku.
— Jak pan tu kiedy przyjdzie — szepnął p. Samuel Bolkowi, a jak Florka będzie w inspiracyi — ja jéj każę zagrać, zobaczysz pan — jemu za nią siano wozić! Tausig nie tak grał, a przed nią ręce składał! Słowo panu daję!
Doktor w pomoc pannom, jako bardzo muzykalny postąpił ku fortepianowi — a pułkownik cywilny, gospodarz i Bolek pozostali na rozmowie.
Pułkownik był tu jakąś figurą pół domową i przeznaczoną zapewne dla dawania przykładu
Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/173
Ta strona została uwierzytelniona.
— 165 —