zygnacyą i uśmiechem przyjął to syn Apollina, zabawiając się z Florą szczególniéj, która okazywała dlań wiele grzeczności.
Chociaż przy wieczerzy podano na końcu szampańskie wino, gospodarz surowém wejrzeniem córkom zakazał, aby zdrowia nie wnosiły. Panna Flora tylko swoim kieliszkiem potrąciła o kielich wirtuoza, którego oczy stały się nadzwyczaj czułe. Pan Samuel głośno żartował i głównie zabawiał Bolka, któremu tytułem hrabiego szafował co chwila. Ośmielony téż tém Tańczyński wmięszał się do głośnéj rozmowy rezolutnie, kilka dowcipów puścił w bieg, zyskał bardzo sympatyczne uznanie półkownika, i uśmiech szeroki pana Samuela.
Po wieczerzy odprowadził gospodarz na stronę pułkownika.
— Wiesz, bardzo mi się ten chłopiec, ten hrabia podoba.
— Bardzo! bardzo! potwierdził pułkownik.
— Jest sobie skromny a dobrego tonu — z niego możnaby coś zrobić.
— Ale pewnie! — rzekł pułkownik — w rękach pańskich.
— Tak jest, ty wiesz, pułkowniku, ja się i znam na ludziach i popchnąć umiem i obracać niemi. Hę?
— Któż lepiéj nad pana! — zawołał pułkownik.
— Hę? z niego co może być? powtórzył pan Samuel — jest materyał.
— Pan masz oko niezmiernie bystre.
Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/175
Ta strona została uwierzytelniona.
— 167 —