W izdebce na strychu, jednego poranku, stał jéj mieszkaniec na wpół ubrany, u otwartego okna, zamyślony tak, że o rzeczywistości zdawał się zapominać zupełnie.
Część toalety już była na nim, przychodziła właśnie chwila ważna zawiązywania krawaty, która na stole spoczywała przygotowana, właściciel jéj zapatrzywszy się w niebo, po którem gęste włóczyły się chmury, zdawał się o czasie zapominać i nie wiedziéć na którym był świecie.
Potrząsał głową, niekiedy dłoniami białemi rozrzucał włosy piękne, już wprzódy ułożone starannie. Wewnętrzna w nim jakaś walka się odbywała. Chodził, stawał, o stół i krzesła się potrącał.
Nagle spojrzał na srebrną cébulę leżącą na stoliku i oprzytomniał, godzina była spóźniona. Chwycił krawatę, a ta była po brzegach wystrzępioną tak, że potrzebowała nieodzownie umiejętnéj restauracyi. Bolek poszedł do drugiego pokoju po pudełko.
Dobył z niego jedną i drugą krawatę, wszystkie były defektowe, pomięte, zużyte; z porównania okazywało się, że leżąca na stoliku jeszcze najlep-