— Ale już by téż warto kupić nową! — odezwała się — nieświeża!
Bolek patetycznie otworzył przed nią portmotkę i wysypał pieniądze.
— To cały mój majątek — rzekł — pięćdziesiąt złotych winienem jednemu koledze, ze trzydzieści w restauracyi... a nie prędko pieniędzy dostanę.
Arcia porzuciwszy szyć, przysłuchiwała się z uwagą.
— Co tu począć! — zawołała, ręką uderzając o kolana. — Tatko skąpy aż strach, matka co da, to się z każdego grosza rachować trzeba, ja nie mam... Zkąd tu wziąć?
Zasmucone dziewczę zapatrzyło się w okno długo, ściągnęło brwi, i potrząsając główką — szepnęło, jakby do siebie.
— Już wiem.
Obróciła się potém do Bolka i dodała żywo.
— Jutro pieniędzy przyniosę, wiele, jeszcze niewiem — ale pewnie.
Tańczyński się zarumienił.
— Na Boga, a toż co znowu? ja nie mogę, niewezmę, żebym z głodu umierał.
— O! zapewne! zapewne! — odparła powracając do szycia Arcia, albo ja się pytać będę, położę na stoliku i ucieknę, rób sobie co chcesz.
— To nie może być!
— Czemu? — zawołało dziewczę — a przecież się musisz zemną ożenić, albo od narzeczonéj nie można przyjąć — co mamy to wszystko wspólne. Dopiero bym się gniewała.
Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/188
Ta strona została uwierzytelniona.
— 180 —