Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/198

Ta strona została uwierzytelniona.
—   190   —

z jéj ust usłyszawszy, poddałem mu się z rezygnacyą, dla mnie szczęściem jest już jedyném, że mi dozwolono, choć rzadko i chwilowo oglądać jéj anielskie oblicze, słyszéć jéj głos orzeźwiający i budzący do życia — ja!! ach!
Tu zamilkł chwilkę.
— Pani — tu o nią idzie!
— Ale cóż to być może? — cichutkim głosem odezwała się pani Laura.
— Ja co ją uwielbiam — mówił Bolek — mam prawo stać na straży, nawet szpiegować to co jéj szczęściu i spokojowi zagrażać może... Pani radczyni Dziembina — wiem o tém...
— Pani Dziembina, prowadzi tu nie bez celu swojego kuzyna, pana Serafina Brzuchowskiego...
Laura spuściła oczy, zaciąwszy mocno usta, zdało się, że coś bardzo ostrego odpowie, milczała jednak.
— Szczególny traf — ciągnął daléj — dozwolił mi wykryć tajemnicę, o któréj może i familia Dziembów albo nie jest uwiadomioną, lub, jeśli ją kryje, zasługuje na pogardę. Pan Serafin, który udaje bardzo zamożnego, i był nim w istocie, jest dziś najkompletniej zrujnowanym, majątek jego licytują. On chce się ożenieniem ratować od zguby...
Słuchająca pani pobladła mocno, potrzebowała trochę czasu, nim się na odpowiedź zebrała, i oprzytomniawszy rzekła cicho, głosem, który chciał być spokojnym, a zdradzał wielkie wzruszenie.
— Za intencyą jego, bardzo panu jestem wdzięczną, ale pan się myli. Ja wcale nie dopuszczałam