nawet żadnego zamiaru przyjmując tego pana. Uczyniłam to przez grzeczność dla radczyni. Jak że pan mogłeś pomyśléć, aby osoba mająca uczucia, serce, smak, mogła przypuścić nawet połączenie z człowiekiem... tak ordynaryjnym!!
Tu zamilkła, przełknęła, oczy przymrużyła i spoglądając na pięknego młodzieńca, który przybrał podstawę winowajcy — kończyła.
— Piękną jest pańska o mnie troskliwość, lecz trochę śmieszną. — Mówiłam panu mojego życia historyą, moje cierpienia, com doświadczyła! Nie mam wcale zamiaru nakładać na siebie więzów nowych, a serce zamarłe już się we mnie nie rozbudzi.
— Pani daruje — przebąknął Bolek.
— Owszém, wdzięczną mu jestem, ale — co za nieostrożność — dodała ciszéj z wymówką. O téj godzinie! Pan wie, kiedy mu pozwoliłam bywać i w jakich warunkach... Proszę się ich trzymać ściśle.
— A! pani! — przerwał Bolek — sama groźba stracenia jéj — litości, przeraża mnie...
Piękna wdowa spojrzała nań z uśmieszkiem i podała mu rękę.
— Nie gniewam się — szepnęła cicho — przyjdź pan jak zwykle, lecz proszę pamiętać warunki. — Ostatnią razą...
Niedokończyła grożąc, Bolek odegrał konfuzyę i pokorę.
Kilka słów szepnęła Laura na pocieszenie, ścisnęła z lekka jego rękę, portyera już się miała spu-
Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/199
Ta strona została uwierzytelniona.
— 191 —