Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/20

Ta strona została uwierzytelniona.
—   12   —

dzieniec marzył, myśl poruszała mu krew, dawała jéj obieg żywszy i fiziognomię czyniła wyrazistszą, dojrzalszą. Gdyby wujaszek zobaczył go teraz, możeby niewidział potrzeby dawać mu nauk, które instynkt naturalny, szczęśliwie obdarzonego chłopaka, zastępował. W oczkach czarnych błyszczała chytrość i przebiegłość, usta się uśmiechały dziwnym sarkazmem, starszym niż człowiek, w którym on mieszkał, kryć się i objawiać umiał.
Marzenie to poruszało go tak dalece, że mu nie dawało spokojnie wyleżéć na sofie; zrywał się, opierał o stół, prostował, ręce zakładał, włosy rozrzucał, — widać było, że z siebie i swych planów był rad bardzo.
Nie mogąc już odpoczywać, począł chodzić, zatrzymując się czasem przed zwierciadełkiem, jakby czuł potrzebę porozumienia się, za jego pośrednictwem, z samym sobą.
Zwierciadło mu zwracało jego rysy szlachetne, uśmieszek mądry, wejrzenie bystre, a nadewszystko piękną twarzyczkę, z którą właściciel już umiał co chciał zrobić.
Ubiegło tak dobre pół godziny w téj kontemplacyi samego siebie, Bolko spojrzał na zegarek leżący na stole. Była to srebrna, gruba, stara, niepozorna cebula, któréj do kieszeni wziąść nie mógł — a łańcuszek bardzo elegancki ale prosty wiszący u kamizelki, nic nie utrzymywał — czekał.
Godzina była jeszcze wczesna — gorąco zawsze dopiekające na poddaszu, do roboty nie miał ochoty najmniejszéj młodzieniec, upadł więc znowu na