— Proszęż cię! poważnie! nie trzpiotaj się! ona tego nie lubi! Staraj się być seryo! Zmiłuj się.
Serafin pociesznie pokorną zrobił minę, złożył ręce, westchnął, oczy podniósł do góry, i skłonił głową na znak posłuszeństwa.
Drzwi się otworzyły — lokaj poszedł z biletami. Czekano chwilę.
— Pani prosi! — rzekł wracając sługa.
Weszli po cichu do salonu, tu nikogo jeszcze nie było. Szelest sukni niewieściéj oznajmił zbliżanie się pięknéj wdowy, która weszła z twarzą chłodniejszą, bardziej niż zwykle wyciągniętą, z ustami usznurowanemi.
Pani Dziembina uderzona była nadzwyczajną sztywnością gospodyni, i wyrazem jéj oblicza.
Jakiemiś wiadomostkami z bruku warszawskiego rozpoczęła się rozmowa obojętna. Parę razy wyrwał się Serafin z konceptem trochę niesmacznym, i natychmiast skarconym został wzrokiem kuzynki. Biedny szaławiła trzymał kapelusz w rękach, siedząc jak na torturach. Gospodyni mówiła powoli, mało, cicho, a z wyrazów jéj wiał chłód niewysłowiony.
Wzbudziło to niepokój w radczyni, która czując zmianę jakąś w usposobieniu Laury, rada była dowiedziéć się o przyczynie. Po niedługim przeciągu czasu zwróciła się zręcznie do Serafina i niby mu przypomniała, że miał iść za jakiémś jéj poleceniem. W istocie pozbyć się go chciała. Brzuchowski tém łacniéj to zrozumiał, iż rad był zostać wyzwolonym. Wstał więc żegnając wdowę, która
Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/201
Ta strona została uwierzytelniona.
— 193 —