sofę, i ze stolika dobył w szufladce ukrytą książkę, która do zabicia czasu dopomódz mu miała.
Nad czytaniem upłynął kwadrans, gdy na ciemném poddaszu, gdzie drzwi nie łatwo było znaléźć nie obeznanemu z miejscowością, posłyszał Bolko nieśmiałe kroki Nastawił ucha niewstając, zmarszczył się — widocznie przybywająca wizyta — która tylko jemu mogła być przeznaczoną — w smak mu nie szła. Niespieszył więc z ułatwieniem jéj do drzwi przystępu.
Pan Bolesław u siebie przyjmować w ogóle nie lubił, nie dawał nikomu adresu swego, wstydził się zbyt skromnéj izdebki pod strychem. Wuj i ci co do niego mieli interesa, w niewielkiéj liczbie — o mieszkaniu jego wiedzieli.
Chodzenie po strychu zniecierpliwiło go wreszcie, nie było mu końca, wstał żywo, otworzył drzwi i wyjrzał...
— Kto tam?
Szybko zbliżyły się kroki ku nagle rozświeconemu wnijściu, i słusznego wzrostu młodzieniec, równego wieku z Bolkiem, ubrany niepokaźnie, pokazał się gospodarzowi poddasza. Uśmiechał się on do Bolka, który zrazu nie zdawał się go poznawać, choć światło nie mogło być temu przyczyną, bo wprost padało z izdebki, na twarz przybywającego gościa.
— Pana Bolesława dobrodzieja! — odezwał się głos gruby z akcentem rubaszno wesołym.
Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/21
Ta strona została uwierzytelniona.
— 13 —