Zagadnięty przez dziennikarza o swą przeszłość, hrabia zwierzył mu się poufnie — że i tytułu i nazwiska rodowego rzeczywistego rodzice jego jeszcze się wyrzekli z powodu majątkowéj ruiny, którą ofiary dla spraw ogólnych kraju — ściągnęły na nich.
Wzdychając opisywał w idealnych barwach rodowe gniazdo swe — mówił o wspomnieniach przodków, a zarazem szlachetną poruszony ambicyą, wyznawał iż miło mu jest być restauratorem i wskrzesicielem świetnych dni familii, o własnéj sile.
Czy dziennikarz wszystko to brał za dobrą monetę, wyrozumiéć było trudno, lecz słuchał przy kawie tych fragmentów z historyi przeszłości z zajęciem wielkiem.
Na drugą rękę pan Bombastein jeszcze jaskrawiej i pyszniéj rozpowiadał o wspólniku. Myliłby się jednak ktoby sądził że w gronie tak harmonijnem na pozór, nie było ukrytych dysonansów. Na liście zaproszonych figurowało kilka osób, które Bombastein zyskać sobie pragnął — zdawna mu niechętnych, choć stosunków z nim nie zrywali.
W liczbie tych był niejaki Morzyński stary już człek, właściciel kilku domów a niegdyś wielkiego browaru, człek wielce złośliwy, a zupełnie niezawisły, rozporządzający znacznemi kapitałami i pół bankiera, Raupach, łysy, hulaka, który cierpiał z dawna coś do Bombasteina.
Dwaj ci panowie, znając swe usposobienia, w czasie obiadu zdala, naprzeciw siebie siedząc,
Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/229
Ta strona została uwierzytelniona.
— 17 —