— Gada pięknie — rozśmiał się Morzyński, jeśli tak będzie robił, winszuję...
Odwołano gospodarza.
Raupach poszedł do likworu.
Dziennikarz się zbliżył do piwowara.
— Znakomity obiadek! — rzekł puszczając dym z cygara — co za wino!
— Co za dziw! akcyonaryusze za to zapłacą! — rozśmiał się Morzyński.
— Cóż pan sądzi o przedsiębierstwie tém — zagaił grzecznie dziennikarz — radbym się oświecił w téj kwestyi.
— Ja? ja? — zapytał Morzyński — pan nieznasz mojego systemu? Ja o towarzystwach akcyjnych sądzę dopiero przy pierwszéj dywidendzie i to przejrzawszy rachunki.
— Praktycznie — rzekł dziennikarz.
W drugim końcu sali Monsieur Jacques, który z widzenia znał pułkownika, sprawiającego obowiązki adjutanta przy p. Samuelu, ośmielił się go na bok odciągnąć. Pułkownik był niezmiernie popularny, i niczyjem towarzystwem nie gardził.
— Może pan pułkownik pozwoli jeszcze kieliszeczek Schloss-Johannisberg? to się rzadko pić zdarza! Nie fabrykowane, słowo daję. Z pieczęcią Metternicha!
Pułkownik aż się uśmiechnął, ale zarazem obejrzał. Żak biorąc za przyzwolenie wdzięczny wyraz jego twarzy, nalał mu prędko kieliszek, i oddając go pochylił się do ucha.
Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/232
Ta strona została uwierzytelniona.
— 20 —