— Pan pułkownik pozwoli zapytać? co to jest za hrabia Tęczyński, ten młody?
— Spólnik pana Bombasteina! — rzekł adjutant.
— Tak — to ja wiem, ale zkąd on jest? z których stron?
— A! tego to ja niewiem! — rzekł popijając pułkownik! — myślę, że z krakowskiego chyba?
— A zkądże się on wziął tu? — pytał dyskretnie kellner.
— Słowo panu daję — tyle tylko wiem, od Bombasteina — mówił pułkownik — ale z ust samego Bombasteina, że mu go zarekomendował niejaki profesor... bodajże go! a! Maciórek, który ma być wujem jego, czy coś.
Kellner uderzył się obiema dłońmi białemi po nogach...
— Maciórek! alboż profesor jest tutaj? tu w Warszawie? — zawołał z uśmiechem.
Pułkownik spojrzał nań zdziwiony.
— A pan go znasz?
— Dawniéj, dawniéj — odparł kellner. — Jest on tu?
— A jest i mieszka — rzekł dopijając wino pułkownik.
Jakby więcéj już mówić niechciał, skłonił się nizko kellner. Twarz jego jaśniała wesołością, któréj nie dawno jeszcze śladu na niéj nie było. Rzucając starego pułkownika, chwycił tackę z likworami, i po raz pierwszy tego dnia poszedł z nią sam osobiście do pana Bolesława. Ten był właśnie zajęty mocno rozmową z wpływowym wielce
Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/233
Ta strona została uwierzytelniona.
— 21 —