marnować. Przestrzeż go pan. Ja mu dam miejsce z lepszą daleko perspektywą, z majątkiem czystym jak na dłoni. Gdy temu panu odbierzemy prawą rękę, kozła wywróci! słowo daję!
Garbus mówił to z takiem przejęciem, gorączką, chwytając za ręce profesora, przyciskając się do niego, że Maciórek nieco się natarczywością jego zmięszał.
— Dajmy sobie ręce, profesorze, do szlachetnéj zemsty i zdemaskowania oszusta! — dodał Sanermann. Pan jesteś pokrzywdzony.
— Jestem pokrzywdzony — zawołał profesor. — Nie idzie mi o obiad, proszę wierzyć, choć dobry, piękny obiad ze wszystkiemi szykanami ma wartość swoją, idzie mi o despekt, o lekceważenie!
Sanerman popatrzywszy mu w oczy, począł z rodzajem ironii.
— Obiad w pierwszéj restauracyi — umyślnie chodziłem, mam tam znajomych, dowiedziéć się — zadysponowali na dwadzieścia kilka osób! Wina najwyborniejszych gatunków, Schloss-johannisberger, Lafitty stare — węgrzyn półwieczny... Wymysły wszelkie.
— A na zupę, nie wiesz pan? — zapytał zamyślony Maciórek.
— Pewnie purée ze zwierzyny... — rzekł Sanermann. — Czego sobie mają żałować.
— Nie, ja powiadam panu — odezwał się pedagog, im dłużéj się na świecie żyje, tém człowiek nabiera większéj wzgardy dla swych bliźnich i obrzydliwości. Najnikczemniejszą niewdzięczno-
Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/238
Ta strona została uwierzytelniona.
— 26 —