— W twoim wieku — przebąknął powoli, — wszystko się da naprawić, masz czas, popracujesz...
— A! dobrze ci to mówić! — zawołał Bolko — tobie coś do portu dopłynął. Ja, teraz zbity z tropu, sam nie wiem co mam począć, Myślałem jak wiesz zostać prawnikiem, adwokatem, coś podobnego... tymczasem jurystów jest więcéj już jak klientów! Dziękuję... Pedagogika, mam na wuju przykład, do niczego nie prowadzi. Do matematyki nie mam zdolności najmniejszéj, a i inżenierów, jak mówią, jest już przez wierzch głowy!.. Sam nie wiem! sam nie wiem...
Spokojnie palił swe cygaro pan Bazyli.
— Rzekłeś, panie Bolesławie — odezwał się — żem szczęśliwy, bom do portu dopłynął! Bogdajeś tak zdrów był, i mojéj rady nie potrzebował. Jestem wprawdzie doktorem medycyny i chirurgii, ale doktorów jest jak much w lecie — klientela rozebrana, znakomitości ją pochłaniają. Wyrobić sobie praktykę, rzecz wcale nie łatwa. Jednakże widzisz, przybyłem do miasta, to jest tam, gdzie najtrudniéj o nią, jestem ubogi, — ale wesół i swobodny! Dla czego? bo naukę kocham i tu sobie będę robił studya praktyczne po szpitalach, a daléj się kształcił. Na wsi niepodobieństwem nabrać doświadczenia — ale tu! tu!
Oczy mu się rozjaśniły.
— Nie masz ambicyi — rzekł Bolko.
— Mam ambicyą nabycia nauki — to moja jedyna, nielicząc że chcę być uczciwym człowiekiem. Zresztą! o grosz i glans — nie dbam!
Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/24
Ta strona została uwierzytelniona.
— 16 —