Maciórek osłupiał, padł na kanapę, ręce załamał, milczał i oczów nie mogąc odwrócić od wspaniałego siostrzeńca, wpatrywał się w niego w niemém zachwyceniu.
— To cud! — zawołał nareszcie — gzieżeś był? co robiłeś? czém się zajmujesz? mów... ale naprzód, niechże cię uściskam...
Rzucił mu się na szyję Maciórek, gdyż z powierzchowności wnosząc widział, że tu z pewnością jakiś obiadek i śniadanko się okroi. Po uścisku i nim Kubcio przyszedł do słowa, Maciórek uczuł potrzebę w krótkości oznaczyć swoje położenie, aby siostrzana w błąd nie wprowadzać.
— Widzę cię — rzekł z głębokiém westchnieniem — wnosząc z powierzchowności, dzięki Bogu w dobrym stanie — a ja! ja! Zmarnowałem życie i talenta na téj mizernéj profesurze, z lichą pensyjką, z któréj ledwie z biédą wyżyć mogę, wyszedłem starości dokołatać na pół o głodzie! Cóż ty porabiasz?
— A, kochany wujaszku — rzekł śmiejąc się Kubcio — jestem na drodze do dorobienia się czegoś, ale i ja dużo przecierpiéć musiałem.
Gdym drapnął z domu, tułałem się, służąc po hotelach!
Maciórek ręce podniósł do góry.
— Tak — tak — mówił Kubcio — co było robić. Praktycznie wyuczyłem się po niemiecku, nabrałem wprawy w służbie hotelowéj.
Tu fiziognomia Maciórka przeciągać się zaczęła.
Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/248
Ta strona została uwierzytelniona.
— 36 —