Bolko ramionami potrząsł.
— No, ale cóż tedy myślisz? — spytał puszczając dym cygara Bazyli — co myślisz z sobą, boć te lekcye to jest interim.
— Sam niewiem! — odparł gospodarz. Będę musiał chyba jeszcze raz ruszać na prawo gdzieś.
— Zawsze lepiéj jak na lewo! — rozśmiał się doktór...
Bolko chodził po pokoju przypatrując się lakierowanym swym bucikom, jakby rozważał czy mu one na wieczór do pana radzcy służyć mogą.
— Widzisz mnie w doskonałym humorze — prawił daléj gość — mam sobie na trzeciém piętrze najęte dwa pokoiki, przy Mazowieckiéj ulicy, wyśmienite. Panowie koledzy do których się zameldowałem z powodu kliniki i szpitalów, przyjęli mnie doskonale. Oświadczyłem im że nie dla praktyki tu przybywam. Mam już kilka znajomości, a nawet! wyobraź sobie już dziś zaproszenie na wieczór.
— Dokąd że? — zapytał Bolko stając.
— Cała historya — rzekł doktor. — Niejaki radzca Dziemba, przyjaciel mojego ojca nieboszczyka...
Na twarzy Bolka wyskoczył rumieniec i schował się natychmiast, drgnął, wyprostował się, zaciął usta.
— Przyjaciel ojca!! patrzcie! — przerwał — ja u niego lekcye daję chłopakom, i mam téż być na wieczorze!
— A! to doskonale — rozśmiał się Bazyli — wszystko mi się wiedzie jak z płatka, właśnie so-
Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/25
Ta strona została uwierzytelniona.
— 17 —