Z miną znawcy Kubcio głowę skłonił.
— Obiad był, no, po formie — rzekł — ale żeby to miał być un diner fin, jakie w Paryżu i we Florencyi i w Londynie dla smakoszów dają wielcy kuchmistrze — nie powiem. — Na oko można go było wziąć za coś wykwintnego, ale my, co się na na tém znamy, wiemy, że etykieta wina nie poprawi. Wszystko tam było, ale dla takich gąb jak te co się tam karmiły, nie dla smakoszów! U nas panie niema ludzi coby obiadować i smakować umieli, to są ludzie, co jedzą.
Z lekceważeniem ober-kelner ręką machnął. Profesor słuchał z uszanowaniem. Znawstwo głębokie gastronomii podniosło w jego oczach człowieka...
Kubcio dobył pugilaresiku, w którym sobie zapisał adresy profesora i brata. Późna już była gogzina, a Maciórek z podziwienia wyjść nie mogąc, rozpytywał, słuchał, wywiadywał się i kiedy niekiedy, jakby sam do siebie szeptał.
— Kubcio! no! któżby się to był spodziewał...
Rozstali się wreszcie serdecznie bardzo, Maciórek zwolna, myśląc o sobie, pociągnął do domu. Rachował poczciwiec, czy z tego siostrzeńca nie wyciągnie jakiéj realnéj korzyści. Na Bolku dotąd zawiódł się, miał że tak samo doznać zawodu na niespodzianie zjawiającym się, mianym za straconego Kubciu?
— Mógłby mnie czasem na cztery oczy w hotelu ugościć! Jego, by to nawet nic nie kosztowało.
Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/251
Ta strona została uwierzytelniona.
— 39 —