Jeśli pracował, to w biurze — tu nie potrzebował się niczém zajmować. Rzadko téż i gości przyjmował, lecz w razie potrzeby, saloniku zielonego rypsem przyozdobionego nie powstydził się.
Zkąd się to wszystko wzięło? Trudno i nam odgadnąć. — Tytułowi przybranemu hrabiego winien był młodzieniec przecie pewne względy — musiał się do niego przystrajać.
Nazajutrz było jeszcze tak rano, że Jacuś spał nawet w swéj ciupce, gdy do drzwi dzwonić zaczęto w sposób najnieprzyzwoitszy. Posądzając, że o téj godzinie chyba jaki łobuz jak on mógł się takiego hałasu dopuścić, Jacuś się porwał nagotowawszy pięść i już otwarłszy drzwi miał nią gwizdnąć, gdy zobaczył profesora. Znał go już — stanął więc bosy, w koszuli, z włosami potarganemi, sam nie wiedząc jak się znaleść.
— Pan hrabia śpi! — rzekł.
— To go obudzę — odparł wchodząc profesor z miną surową.
— To się będzie gniewał, bo wczoraj od hrabinéj wrócił po północku — rzekł łobuz.
— A jak się będzie gniewał, to co? — zawołał profesor, i minąwszy Jacusia, który mu z tyłu swoim zwyczajem figę i język pokazał, poszedł wprost do salonu.
Obudzony Bolesław, słysząc kroki w salonie, nie mógł pojąć co się stało. — Spojrzał na zegarek, była siódma.
— Kto tam? — zawołał z łóżka.
Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/259
Ta strona została uwierzytelniona.
— 47 —