bie trochę łamałem głowę co ja tam będę robił, niemając nikogo znajomego oprócz gospodarza.
Radości wielkiéj doktora wcale się nie zdawał podzielać Bolko, stał u stolika zakłopotany jakiś i niemal podrażniony, namyślając się co ma odpowiedziéć — marszczył brwi i gryzł usta.
— Prosiłbym cię — odezwał się po chwili głosem zmienionym — abyś był łaskaw o mnie tam nie mówić nic. Wiesz co, nawet ze zbyt blizką znajomością, wolałbym ażebyśmy się nie chwalili.
Doktor się poruszył, mocno zdziwiony.
— Cóż to? dla czego?
— Powodów na ten raz, nie mogę ci wyłuszczyć — rzekł mieszając się Bolko, który rękę doń wyciągnął — ale, proszę cię o to, tak mi wypada.
Doktór ruszył ramionami.
— Pełen jesteś zawsze tajemnic! — rzekł z westchnieniem dobroduszném. — Nie rozumiem cię.
— Ale, o cóż ci chodzi? co ci to szkodzi? — odparł Bolko skłopotany.
I począł znowu przechadzać się żywo po izdebce, dla uczynienia jakiejś dywersyi; spuszczoną firankę u okna podniósł, krzesło jedno poprawił. — Milczeli.
— Pozwól mi się spytać — dodał stojąc naprzeciw doktora — znasz dobrze radzcę i dom jego?
— Ja? nic a nic — rzekł Bazyli. — Poznałem się z nim dopiero teraz, tytułem stosunków jego z moim ojcem...
Bolko zrobił minę kwaśną.
Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/26
Ta strona została uwierzytelniona.
— 18 —