się. Tłumy stawały koło mojego obrazu.. Nikt mnie nie znał wczora, nazajurz z końca w koniec Paryża imię się moje rozniosło. Bo niéma dla rozgłosu jak Paryż. I niéma panie znawców, poczucia jak tam...
— A pan dawno z Paryża? — pytał gospodarz.
— Zaledwie parę tygodni — rzekł artysta, przyjechałem odwiedzić tylko rodzinę. — Mam tyle zamówień, że ledwie starczyć mogę — Goupil chce miéć dwa obrazy; Lipke do Berlina jeden, ale duży. Mam téż coś robić do Londynu.
— Znajdą się pewnie zamówienia i u nas — odparł grzecznie pułkownik.
— Pan maluje portrety? — spytał Bombastein.
— Tylko duże, w rodzaju Carolus Durand — rzekł artysta. — Robiłem taki księżnéj Las Gorbillas, który mi się udał bardzo, i Thiersa...
— A! Thiersa! — głową rzucając rzekł p. Samuel.
— Prawda — i pani Saint-Ernest...
— Cóż to za pani? — spytał niepotrzebnie pułkownik.
Artysta zrobił minkę tajemniczą.
— Jedna z najsłynniejszych piękności Paryża. Ma śliczny hotelik, Avenue des Champs Elysées. Więcéj się powiedziéć nie daje.
Któraś z pań spytała o paryzkich malarzy; skrzywił się Drucik.
— Co do techniki są to mistrze — odparł — lecz po za tém — nic. Wystawa ostatnia była bardzo lichą.
Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/267
Ta strona została uwierzytelniona.
— 55 —