mimo pozorów, ma w interesach nie bardzo stać świetnie.
Bolesław chłodno przyjął przestrogę.
— Sądzę, że tak mówią zazdrośni — odezwał się.
— Może być, ja cię powinienem był ostrzedz.
— Ja tylko mogę zapewnić — odezwał się Bolesław — że na nim jednym mojéj przyszłości nie buduję, bądź o mnie spokojny.
Doktor począł się śmiać.
— A! mój kochany — zawołał wesoło — bogdajbym o siebie mógł być tak jak o ciebie ubezpieczonym! Nadto jesteś aferowiczem dobrym, abyś się dał podejść i zjeść w kaszy. Dałeś tego dowody w ciągu roku; no, a egzamen i patent? nie myślisz o tém?
— Nie widzę, na co by mi się to przydało — rzekł Bolek.
— Zatém jak uważasz, panie Bolesławie — lecz, jeszcze słowo — rzekł Bazyli. — Pozwól mi sobie, jak dawnemu koledze i jakby starszemu bratu, słowo to powiedziéć otwarcie. Lękam się nie o to żebyś sobie rady dać nie miał, lecz że zdajesz się iść drogą fałszywą, która czasem prowadzi do fortuny, ale częściéj do upadku. Za prędko chcesz zbudować, co się latami, pracą i trudem dokonywa.
— A! a! — rozśmiał się Bolek — zapewne! niech pracą i trudem idzie powoli, kto niema intelligencyi. Piękna mi rzecz, dwadzieścia lub trzydzieści lat budować gmach, w którym przyjdzie zamieszkać, gdy już się na inny świat wybierać potrzeba!
Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/274
Ta strona została uwierzytelniona.
— 62 —