Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/282

Ta strona została uwierzytelniona.
—   70   —

Niezmiernie zmięszany, Bolesław pomyślał, że jako codzienny gość w domu, mógł być niepotrzebnie wmięszany w sprawę, i uznał najbezpieczniejszém co prędzéj zrejterować. Wysunął się więc pewien, że w mieście, w którém się tak szybko każda wieść rozchodzi, coś się dowiedziéć wkrótce będzie można. Wszystko co słyszał było dlań niezrozumiałém. Lecz teraz przypominał sobie różne rzeczy. Dziwiło go nieraz, że w salonie tak poważnie umiejąca grać rolę osoby wielkiego tonu i wychowania, pani Laura w bliższych stosunkach zdradzała obyczaje dziwnie trywialne i rozmaite wcale nie pańskie gusta. Uderzyło go i to, że gdy raz znienacka zszedł ją bez rękawiczek, a piękna pani zapomniała, że ich nie miała na ręku, zobaczył ukrywane owe i suponowane jako bardzo śliczne rączki — potwornie kształtne, jakby zapracowane, zgrubiałe i nieforemne. Zmięszana tém pani Laura natychmiast pośpieszyła je okryć, nie mówiąc słowa — lecz rąk tych Bolesław zapomniéć nie mógł. Rzadko, nawet u pracowitych dziewcząt, trafiało mu się widziéć tak zeszpecone i bezkształtne ręce.
Wprzódy wszystko to nie zwracało uwagi, teraz niepokoić go zaczynało. Nazywano go kuzynem, mógł więc być wplątany w jakieś śledztwo, sprawę... Nie śmiał się pytać nikogo, aby się nie zdradzić z niepokojem. Pół godziny mu zostawało jeszcze do umówionego spotkania z Maciórkiem, pewnym był, że profesor, który od rana już gdzieś był w mieście, języka i w téj sprawie musiał do-