stać. Zwrócił się zwolna w kierunku do Stępkowskiego, i nie omyliła go nadzieja, gdyż na drodze spotkał Maciórka, czatującego na Sanermanna.
— Lubię punktualność — odezwał się profesor. — Dobrze żeś przyszedł wcześniéj: co się u kaduka stało z tą wdową, u któréj i ty bywałeś?
— Ja nic nie wiem.
— Całe miasto o tém tylko rozpowiada. — Mówią, że z teatru wprost uciekła, spotkawszy się tam z jakimś cudzoziemcem, podobno francuzem, dyplomatą, który był przejazdem tylko tutaj. Powiadają, że ją poznał, gonił. Jedni utrzymują że żona jego, drudzy że kochanka, która jakoby znaczną bardzo sumę zabrawszy mu, uciekła i znikła. Mówią, że wszystko u niéj w domu opieczętowano, a za zbiegłą poszły telegramy i pogonie.
Bolesław słuchał odrętwiały.
— To mi wygląda — rzekł — na bajkę z tysiąca nocy.
— Ale fakt jest że uciekła! — rzekł profesor.
— Może się zemsty obawiała.
— A po cóż opieczętowano u niéj wszystko...
— Wszystko to się wyjaśni — odezwał się Bolesław — pragnę tylko aby mnie nie pociągano do badań jakich. Bywałem tam tak jak wszyscy...
— Gadaj zdrów — szepnął profesor — obłowiłeś się u niéj dobrze — ja to wiem? A te wszystkie prezenta! No — ale to między nami — sza!
Położył palec na ustach.
— Nie wiem kto ona była i co zmalowała — dodał profesor — to pewna, że artysta z niéj! Trzy
Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/283
Ta strona została uwierzytelniona.
— 71 —