słuszniéj. Oszust jest — pospolity oszust, ja mu to dowiodę.
— Nie chciałbym dopuścić aby tak szanowny, uzdolniony młodzieniec jak hrabia miał paść jego ofiarą. A że się na tém skończy to pewna. Wyeksploatuje pana i rzuci. Daj mnie pan rękę, hrabio, idźmy z sobą razem. Na co panu to wszystko — ja panu dam fortunę gotową.
Bolesław uśmiechał się słuchając.
— Ja jestem człowiek otwarty — mówił daléj Sanermann, połykając razem ostrygi — lubię grę na czysto, cartes sur table. Żadnéj siurpryzy ze mną.
— Mów, mów — wtrącił Maciórek — tak najlepiéj.
— Bardzo panu wdzięczen jestem już za same jego dla mnie dobre chęci — dodał Bolesław.
— Dla pana mam najlepsze chęci — począł śmiejąc się Sanermann — ale ja i swój interes robię razem. On sobie bez pana hrabiego teraz rady nie da i — plaśnie. Mnie trzeba żeby plasnął. Ja robię interes dla pana i dla siebie, masz pan w tém gwarancyę, że sprawa seryo. W romanse się ja nie wdaję. Gdybym niepotrzebował tego dla siebie, dla hrabiego bym tak gorliwie nie pracował. Interes nasz wspólny.
— Niech cię uścisnę! — przerwał Maciórek — otoż to mi człowiek! otoż, to dobrze zrozumiana uczciwość! prawość! zacność!
Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/286
Ta strona została uwierzytelniona.
— 74 —