mieszkanie, urządzone po dawnemu, wcale nie pokaźnie. Nieraz już żona prosiła o odnowienie mebli, o odświeżenie pokojów, opierał się temu p. Sanermann, w przekonaniu że to by jego firmie szkodziło. Jak stały interesa, o tém chyba on wiedział sam. Były one przerozmaite, i takie które się w książki wpisywały i inne, niezostawujące śladu po sobie. Zdaje się, że ostatnie więcéj od pierwwszych przynosić musiały.
Kamienica z powierzchowności była tak niepozorną, że się w niéj porządnego mieszkania domyślać było niepodobna. We wrotach massy jakichś fas się piętrzyły, w dziedzińcu widać było stosy pak ogromne. Wchód na pierwsze piętro elegancki nie był, schody ciemne, drewniane, starożytne, a oświetlenie ich niezmiernie pierwotne. Wszystko to obserwował wchodzący powoli pan Bolesław.
W przedpokoju był wprawdzie lokaj, lecz podobniejszy do parobka i w istocie, czasu powszedniego, obowiązki jego pełniący. We drzwiach powitał gospodarz i poprowadził do żony, osoby otyłéj, nie młodéj, humoru nieosobliwego, zajętéj na pozór robotą włóczkową. Widać jednak było, że ta ją niewiele obchodziła. Parę razy z ukosa patrzyła na ładnego chłopca, coś przemówiła po cichu i zostawiła go mężowi
Salon był bez najmniejszéj pretensyi do wytworności, trochę zabrukany i bez smaku. Widać było że gospodarstwo wcale nie myśleli o nim. Na stoliku przy lampie leżała Börsen-Zeitung i Kladderadatsch...
Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/292
Ta strona została uwierzytelniona.
— 80 —