Przyobiecanéj pięknéj panny nie było jeszcze, chociaż zegar na kominie z Jowiszem, wskazywał pół do dziewiątéj. Gospodarz ująwszy pod rękę pana Bolesława dodawał mu otuchy.
— Śmiało i wesoło — niech pan będzie — mówił — ona téż bardzo śmiała, pieszczona trochę — samowolna i lubi wesołość. — Trzeba być śmiałym.
Bolesław potrzebował wielce téj nauki, gdyż wcale nie miał fiziognomii szczęśliwéj. Dom czynił na nim wrażenie więzienne.
Było już około dziewiątéj i oczekujący kandydat trochę się zżymać zaczynał, gdy zahuczało, gospodarz wybiegł do przedpokoju, gospodyni wyszła do pół salonu, i ze śmiechem jakimś trzpiotowatym wbiegła panna Aurora z bukietem w ręku, strojna jak na bal, w sukni z ogonem, przywitała gospodynię, okiem rzuciła po salonie, ciekawie się wpatrzyła w pana Bolesława, i nim siadła, już go jéj gospodarz zaprezentował.
Była może piękniejszą niż fotografia, ale mimo młodości nie świeżą, mimo śmiechu i trzpiotania się nie wesołą, mimo elegancyi pospolitą.
Natychmiast uderzyła pytaniami na przedstawionego jéj, który usiadł blizko. Gospodyni poszła spóźnioną kazać dawać herbatę, gospodarz się usunął. Pan i pani poczęli się z wielką ciekawością badać wzajemnie. Panna Aurora była śmiałą nadzwyczajnie, patrzała w oczy tak, że wzroku tego Bolesław wytrzymać prawie nie mógł, chwaliła się rękami, które rozmaicie ustawiała na wi-
Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/293
Ta strona została uwierzytelniona.
— 81 —