— A! to pan się nim powinieneś zaręczyć — odezwała się Aurora — niech że mi go pan pozwoli?
I ten włożyła na czwarty palec.
— Widzi pan, jakby dla mnie robiony. — Cha! cha!
I śmiać się mocno zaczęła, oddając go. W tym samym momencie, zdjęła z palca pierścień z dużym soliterem i pokazała go sąsiadowi.
— Sprobuj że pan także.
Bolesław się trochę ociągał, włożyła mu go na palec. — Chcę zobaczyć jak się zdaleka wydaje! — rzekła, i poczęła się śmiać głośno, a odbierając rzuciła przeciągłe, długie wejrzenie na Bolesława.
Sanermann mógł się cieszyć, tak się aż nadto jakoś prędko robiła poufała znajomość.
— Co to jest, że ja pana nigdy nawet w teatrze nie spostrzegłam! — odezwała się panna Aurora. — Juściż bym była zaremarkowała, bo ja się przypatruję twarzom i ludziom. Mnie to bawi. Myślę sobie zaraz, a czy ja téż odgadnę co to za jeden? co on robi? jaki charakter? dobry czy zły? Czy pan w teatrze nie bywa? Ja mam zawsze czwartą lożę po prawéj ręce.
— W teatrze bywam dość często — rzekł Bolesław — lecz może być, że z mojego miejsca w krzesłach loży téj nie widać, bo gdybym panią raz był miał szczęście widziéć, pewniebym tego nie zapomniał.
Aurora podziękowała za komplement uśmiechem i pokręciła główką.
Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/296
Ta strona została uwierzytelniona.
— 84 —