— Teraz, to ja panu jako znajomemu pozwalam, możesz przyjść do mojéj loży. U mnie bywa wiele osób — o! ja mam znajomości dużo, a wszystko z wielkiego świata. Zobaczy pan.
Bolesław spojrzał tak jakoś, że panna wzięła ten wzrok za zapowiedź zazdrości — i dodała.
— Ja lubię towarzystwo, to daremna rzecz, tego się nigdy nie wyrzeknę. — Nudzę się gdy jestem sama, a znowu kobiecego towarzystwa nie mogę znieść, bo to wszystko nakrochmalone, zimne, a ja wesołości potrzebuję. Jeżeli się pan przypadkiem podobać mi zechce, bądź pan wesół, koniecznie.
— Postaram się być posłusznym — odparł Boleś po cichu, na wszystko już powoli się rezygnując — obawiałem się być nadto śmiałym.
— A! to dobre! pan przecie jako mężczyzna, powinieneś być śmiały. Cóż by to było? nam niewolno być zbyt otwartemi i napastliwemi, a jakby mężczyźni także nie śmieli, to by nigdy nikt się do nikogo nie zbliżył. E! trzeba porzucić ceremonie! W Paryżu panie dają dobry przykład, to téż tam bardzo wesoło, a u nas!!
— Była pani dawno w Paryżu? — spytał Bolesław.
— A! już rok, mój opiekun mnie woził. Nigdzie na świecie takiego raju niema jak tam! Ja passiami lubię Paryż — szczebiotała Aurora. — Jak się tam ubierają! co za wesołość, ile zabaw — jacy grzeczni mężczyźni. A lasek Buloński!
Westchnęła piękna pani.
— A pan byłeś w Paryżu? — spytała z kolei.
Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/297
Ta strona została uwierzytelniona.
— 85 —