Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/302

Ta strona została uwierzytelniona.
—   90   —

wała się, zamyślała i z milczenia wychodziła nagle pustym, niezrozumiałym śmiechem.
— Myślę sobie — rzekła w końcu, jak to my jutro się zobaczemy po białym dniu — co pan powie na mnie, co ja o panu. Przy świetle wieczorem człowiek się zupełnie inaczéj wydaje!
— Ja mogę ręczyć, że po dniu pani zyskasz i jeszcze będziesz piękniéjszą — jestem tego pewny, odezwał się Boleś. Aurora wachlarzem go uderzyła po rękach i zawołała. — E, pochlebca!
Zniżyła potém głos i poprowadziła go daléj od gospodarstwa, szepcząc.
— Proszę pana jak tu nudno i smutno, paskudny salon. Jak ci ludzie tak żyć mogą? Gdyby nie pan, jabym tu nie wysiedziała, mam już dosyć i tak. Tylko proszę nie zapomniéć jutro o piątéj.
Bolesław chciał jéj podziękować i sięgnął po rękę, podała mu ją chętnie, położyła i zatrzymała na jego dłoni; widocznie życzyła sobie, aby ją pocałował, co téż spełnił chętnie — rączka była bardzo ładna. Ścisnęła go z lekka, odbierając ją, i powtórzyła.
— Jutro o piątéj.
Natychmiast zawinęła się do wyjazdu, Sanermann podał jéj rękę, zwróciła głowę do Bolesława i dała mu nią znak poufały. Nie mógł ją daléj odprowadzać, gdyż gospodyni sama została w salonie.
Sanermann, odwiódłszy do powozu piękną panią, wrócił nadzwyczaj wesoły. W chwili gdy on wchodził, gospodyni jakby nadąsana i nieżycząca