sobie być świadkiem rozmowy z pozostałym kawalerem, wyszła.
— A no, winszuję! — zawołał Sanermann — powiedziała mi, gdym ją do powozu wsadzał i zapytał, podobał się pani? — A! podobał, powiedz mu, tylko niech jutro będzie u mnie.
To mówiąc uściskał Bolesława.
— Teraz od pana zależy dobicie targu, początek zrobiony wyśmienicie.
Tanczyński, któremu się chciało coś dowiedziéć więcéj o opiekunie owym, zagadnął o niego Sanermanna.
— Najczcigodniejszy człowiek! powszechnie szanowany! dobroczyńca nie opiekun. Kupił dla niéj dobra, uposażył ją jak księżniczkę! własnych dzieci niema, i z pewnością nadal nią, losem męża i familii opiekować się będzie — rzekł Sanermann.
Bolesław spojrzał mu w oczy tak, że wejrzenie za pytanie stało, a gospodarz się rozśmiał i wziął go za boki.
— Stary człek — rzekł cicho — nie pożyje długo, a teraz wyjeżdża właśnie do Azyi — cóż pan chcesz więcéj?
Tanczyński nic nie odpowiedział.