— Co on robi? co ma za zajęcie i widoki? — odezwał się ober-kelner.
— Albo ja co wiem? — gniewnie począł stary — czy on mi się z czém zwierzy? To mruk! Jakieś spekulacye z jednéj strony, a z drugiéj, z drugiéj ożenienie bogate.
— Z kimże? wie wuj?
— Ja bo wiem wszystko — odparł Maciórek — choćby co przedemną i tajono. Sanermann mu nastręczył pannę bogatą, któréj opiekunem jest czy był wysoki dygnitarz, baron. Ten dla niéj dobra kupił, wyposaża.
— Baron? baron? hę? — odezwał się Żak — czy nie ten co z siostrzenicą dwa czy coś lata temu był w Paryżu. Stali w Hotel de Bade, ja tam byłem naówczas. Imię panny, Aurora?
— A tak! — rzekł Maciórek.
Mr Żak okrutnie się śmiać zaczął, ręką sobie usta zasłonił i coś mu tak się na wesołość zebrało, że jéj rady dać nie mógł. Maciórek nań patrzał pilnie, czekając wyjaśnienia.
— Czego się ty śmiejesz? — zapytał.
— A! bo ja tę śliczną pannę znam doskonale. Zabawny trzpiot, była ze mną w wyśmienitych stosunkach. I to z nią się żeni Boleś! Dźwignął ramionami.
— Cóż ty chcesz? ona ma dobra i posag i protekcyą — a on nic! ma rozum, że się z nią żeni, tylko dla tego o familii by zapominać nie powinien.
Żak się śmiał do wspomnień swoich, nie odpowiadając profesorowi, w końcu rzekł:
Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/306
Ta strona została uwierzytelniona.
— 94 —