— Jako tako, a pan?
— A no, pomaleńku — rzekł zasiadając pan Samuel. Co pan porabia?
— Ja? jak zawsze, do roboty nic nie mam, panowie robicie pieniądze, a my płodzim nudy.
— Siostrzeńca pan dawno widział?
— Czasem mi się przesuwa przed oczyma — odparł Maciórek — ale zajęty mocno, mało ma godzin wolnych.
— U mnie on niewiele teraz pracuje — odezwał się Bombastein — przyznam się panu, w początkach był pilniejszym, jakoś mu się sprzykrzyło.
Rzucił oczyma na profesora.
— Nic o tém nie wiem — rzekł spokojnie Maciórek.
— Serio? pan nic nie wie? — odezwał się p. Samuel i zamyślił, jakby wahał się powiedziéć co miał na sercu.
— Nie wiem. A jakże interesa panów idą, owe towarzystwo, akcye? — przebąknął stary, szachami się bawiąc.
— Idzie to, idzie — począł Bombastein — u mnie, kochany panie, gdy ja co obmyślę a wezmę się do wykonania, musi iść. Tylko z pana hrabiego mało mam pomocy, prawdę rzekłszy, więcéj się spodziewałem. Opuścił się, niech pan mu to powie delikatnie.
— Ja go prawie nie spotykam — rzekł Maciórek — a wpływem się na niego żadnym pochwalić nie mogę.
Zamilkli oba.
Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/308
Ta strona została uwierzytelniona.
— 96 —