uwielbiał. Sam po sobie miarkując, jak z ludźmi należy być ostrożnie i mało wierzyć pozorom, wprzódy nim przyszło do oświadczenia i umów wzajemnych, zręczny chłopak wywiedział się o stanie majątkowym swéj przyszłéj.
Mecenas przez którego miał wstęp do ksiąg hypotecznych, posłyszawszy nazwisko panny, uśmiechnął się trochę złośliwie, wykazał, że dobra były znaczne i czyste, ale wejrzenia jego szyderskie tak paliły p. Bolesława, że nie mogąc ich wytrzymać, oddalił się spiesznie.
W kilka dni po pierwszém poznaniu, codzień proszony i odwiedzając Aurorę w różnych godzinach, raz nareszcie spotkał u niéj opiekuna.
Był to w istocie człowiek bardzo poważny, miły, ugrzeczniony, należący widocznie do wyższego świata, jeszcze pomimo wieku podeszłego bardzo przystojny, rysów twarzy arystokratycznych, staranny w ubraniu, trochę się nawet strojący za młodo. Zresztą na pół wojskowy, pół dyplomata, niezbyt wielomówny, aż do przesady uprzejmy i delikatny, wydawał się trochę dziwnie z tą swą powagą przy trzpiotowatéj i naiwnéj dziewczynie. Właśnie może ta płochość dziecinna, ta swoboda i niewymuszone, dzikie jakieś obejście się musiało go bawić i odżywiać. Zastygły był bowiem zwykle, smutny, zamyślony.
Aurora nawet przy p. Bolesławie, jakby naumyślnie, obchodziła się z nim despotycznie, drapieżnie, łajała go, rzucała mu się na szyję, szeptała na ucho, śmiała się, dokazywała. Stary był
Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/313
Ta strona została uwierzytelniona.
— 101 —