mocno zmięszany, lecz znosił heroicznie te zbytki. Bolesław grał rolę osobliwszą i wrócił do domu rozgorączkowany.
Opiekun obszedł się z nim protekcyonalnie, zimno, mówiąc o rzeczach obojętnych i ciągle przypominając to, że daleką podróż ma przed sobą. Zdawał się bacznie bardzo rozglądać w Tanczyńskim, zadawał mu pytania, usiłował go wyrozumiéć, lecz p. Bolesław zamknięty był w sobie i milczący. Nazajutrz, gdy przyszedł do panny, pierwszém jéj było pytaniem, jak się podobał opiekun; zbył ją Bolesław parą słowy. Mówiła o nim dużo, a szczególniéj o nowych darach, jakie od niego otrzymała.
Gdy odchodził szepnęła mu:
— Tylko proszę bardzo nie być o niego zazdrosnym, bo ja niepozwalam.
Chociaż panna Aurora żyła w zupełnie oderwanéj od świata w sferze swéj własnéj i, oprócz znajomości męzkich, z których teraz wiele się cofnęło, innych nie miała — znano ją w mieście z teatru, z przechadzek, z historyi, którą sobie na ucho opowiadano. Częste odwiedziny pana Bolesława także się jakoś zdradziły przez sługi, i może własne panny szczebiotanie. Przebąkiwano już o ożenieniu, ruszając ramionami.
P. Bolesław, choć go wyzywano nie oświadczył się był jeszcze z niczém więcéj nad gorącą miłość. Jednego wieczora, gdy głucha staruszka drzémała w kątku salonu, a panna Aurora po odśpiewaniu
Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/314
Ta strona została uwierzytelniona.
— 102 —