Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/315

Ta strona została uwierzytelniona.
—   103   —

francuzkiéj piosenki wstała mocno ożywiona od fortepianu, przystąpiła żywo do swego adoratora.
— No, panie Bolesławie — odezwała się — dosyć już tych oględzin, obejrzałeś mnie na wszystkie strony, po dniu i przy świecach, wyspowiadałam się panu ze wszystkiego, znasz mnie, wiesz co mam — musiemy z sobą pogadać seryo.
— Mówisz, że się we mnie kochasz, ja panu sto razy dawałam do zrozumienia, żeś mi się podobał, żenisz się czy nie? masz wóz i przewóz. Ja muszę raz wiedziéć? po co te długie ceregiele? ja tego nie lubię.
Poufale rączkę mu położyła na ramieniu.
— Uprzedziłaś mnie pani o kilka minut, bo się dziś miałem jéj oświadczyć — rzekł Bolesław — przyjmujesz mnie pani!
— Cóż bo się pytasz, mówię ci, żem się zakochała! Brzydal jakiś? jakby nie wiedział? — odezwała się Aurora. Znasz moje warunki, żadnych zazdrości! to niema sensu?
Spojrzała mu w oczy swawolnie.
— Słuchaj że — wszak wiesz, że miałam opiekuna, reszty się możesz domyśléć. Proszę mi nigdy żadnéj przeszłości nie wspominać.
— Ale przyszłość do mnie należy — odezwał się Boleś.
Aurora się rozśmiała, przystąpiła do niego poufale i w ciemne pukle włosów włożyła rękę, układając je fantastycznie.
— Co my, biorąc się dziś, możemy wiedziéć o przyszłości! — rzekła. — Ani ty, ani ja nie powin-