Protektor i przyjaciel miał znać swoje stosunki w domu panny Aurory i już był o zaręczynach uwiadomiony.
— Winszuję sukcessu, o którym, poznawszy kochanego hrabiego, na chwilę nie powątpiewałem — rzekł Sanermann — no, teraz, mam słówko jego, trzeba zerwać z Bombasteinem!
— A tak, ja to właśnie myślę — odparł cicho gospodarz.
— Chwila jest bardzo po temu, bo ja już trochę kurtę skroiłem mu, interes jest zachwiany, pan swém usunięciem się dobijesz go i mój pan Samuel caput!
Zacierał ręce poczciwy człowieczyna, samą myślą tego wypadku uszczęśliwiony.
— Jak się panu zdaje — odezwał się Bolesław wahając — jakiego mam użyć pretekstu do — usunięcia się.
— Po co pretekst — zawołał Sanermann — cóż to pan niewolnik jesteś? Widzisz, że interes źle idzie i dla honoru pańskiego mógłby być szkodliwym — cofasz się, rzecz prosta, nader prosta.
Bolesław, nic nie mówiąc, stał zadumany.
— Kochany panie — odezwał się Sanermann — mam pańskie słowo i domagam się, abyś to coś przyrzekł spełnił natychmiast. Nieodzownie.
— Kiedyż? — spytał Bolesław.
— Dziś — dziś! Chwili niéma do stracenia, kochany panie! tak, tak, dziś!
— Dziś — powtórzył Bolesław — więc starać się będę.
Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/319
Ta strona została uwierzytelniona.
— 107 —