pan Bolesław, opatrzył ją u okna i rozpoczął proces puryfikacyi.
Nieszczęściem zwalani ludzie i rękawiczki zarówno trudno oczyścić się dają. Tarcie gummą okrywało je jakby mozajką brudu, który przenosił się z miejsca na miejsce, ale wywabić nie dawał. Gumma zdradziecka, czasami nawet już pochwycone nieczystości nazad oddawała. Z rękawiczkami więc, ograniczając się nawet częścią ich zewnętrzną, która na świat wystąpić miała — kłopot był wielki. Spotniał nieszczęśliwy młodzieniec nad niemi.
Następowały ablucye staranne, wyświeżenie rąk, do których piękności przywiązywał wielką wagę właściciel, a na ostatek ułożenie włosów, z pomocą dwóch zwierciadeł, tak, aby przedział idący aż do szyi, z jeometryczną regularnością był wykonany, i dozwalał się domyśléć ręki fryzyera.
Dobry kwadrans trzeba było politurowaniu i opiłowywaniu paznogci poświęcić, drugi zabrały włosy...
Widać było w panu Bolesławie skrupulatnego i sumiennego człowieka, nie zaniedbującego nic co mu przyzwoitą nadać mogło powierzchowność. Ręce już doprowadzone do artystycznego wykończenia szczegółów, po urządzeniu włosów, należało obmyć raz jeszcze, aby na nich ani ślad, ani zapach żaden niewłaściwy nie pozostał.
Zapięcie kołnierzyka, przymocowanie mankietów, aby nie dopuściły się zdrady, z niemałym przyszło trudem — krawat téż musiał leżéć tak aby
Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/32
Ta strona została uwierzytelniona.
— 24 —