Po namyśle zrzucił rękawiczki, już włożone, kapelusz położył, i siadł do stolika, probując, azali nie uda mu się listem pożegnalnym wywinąć z przykrego położenia. Długo jednak pióro gryzł, nim potrafił słodko-kwaśne pismo ułożyć, którém żegnał pryncypała i wypowiadał mu służby swoje.
List był grzeczny, przyczyny tak nagłego ustąpienia niejasne, ale sprowadzone do obrótu osobistych interesów piszącego. Tłumaczył się, że mu skład familijnych jego spraw niedozwalał nadal pracować. Nieupominał się o nic, nie rościł żadnych pretensyi, żegnał i dziękował za dowody życzliwości. Raz i drugi odczytawszy pismo swe, zastanowiwszy się nad każdym jego wyrazem, który miał być rozbierany i tłomaczony, p. Bolesław przepisał je na czysto, zaadresował, i przewidując, że będzie pociągnięty do osobistego tłomaczenia się, postanowił nie być tego dnia w domu. Mógł go spędzić u narzeczonéj.
Po drodze do niéj rzucił drżącą ręką list do skrzynki. Jacusiowi zapowiedzianém było, aby na wszelkie zapytania o pana, odpowiadał iż niewie, kiedy do domu powróci.
Stało się — kość była rzucona! P. Bolesław jednak dosyć niespokojny zwrócił się ku mieszkaniu Aurory.