Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/324

Ta strona została uwierzytelniona.
—   112   —

włosy takie! Ten coś strasznie ujadał, gardłował i po jego wyjściu pan zaraz siadł do listu.
Z otwartemi usty słuchał p. Samuel, to tylko wyciągnąwszy z relacyi, że nikt z familii nie był, ale ktoś z miasta.
— Znasz ty kogo z familii hrabiego? — zapytał.
— A jakże, proszę pana, profesora, więcéj ja o żadnéj niewiem — rzekł Jacuś.
— Dokądże pan pojechał?
— A kto go wie? On nigdy się mnie nie opowiada — zawołał chłopiec, ramionami dźwigając — tyle tylko powiedział — żebyś mi nie odchodził ani na krok od domu, i dodał, że niewie kiedy powróci.
Tu Jacuś się rozśmiał dziwnie i śmiech zatulił ręką.
— Gadaj, czego się śmiejesz? — zawołał Bombastein.
— Kiedy nie można! bo to sekret — rzekł Jacuś.
P. Samuel dobył z kieszeni grubszą już monetę, i cisnąc mu ją w rękę, rzekł natarczywie.
— Gadaj mi zaraz.
Poskrobał się chłopak w głowę, pomyślał.
— Ja bo — rzekł — mógłbym przysiądz, że nie gdzie on, tylko u téj kochanki co się z nią ma żenić!
Bombastein aż się żachnął — bo niewiedział o niczém. Ponieważ we wrotach dalsze badanie było niebezpieczném, pociągnął z sobą chłopca ku wschodom. Tu przyparłszy go do muru, jak go zaczął rożnemi środkami konwinkować i zapewniać