mu w razie nieszczęścia sowite wynagrodzenie, dobył z Jacusia i adres panny Aurory, do któréj nieraz chodził z listami, i różne drobne szczegóły.
Nie wyjaśniało mu to jeszcze położenia. Chciał z początku jechać i ścigać zbiega do mieszkania panny, potém zastanowiwszy się, odłożył to na późniéj. Zbyt się uganiać za nim nie chciał, aby nie pokazać, że mu idzie wielce o niego. Odprawiwszy konie, pieszo poszedł na miasto szukać naprzód Maciórka, który jako należący do rodziny, o wszystkiem być musiał uwiadomiony co zaszło.
Przyśpieszonym krokiem udał się do kawiarni, ale tu w rannych godzinach profesor nigdy nie bywał — była to jego stacya poobiednia. Ktoś mu powiedział, że go około Poziomkiewiczowéj spotkać można, p. Samuel udał się na miejsce wskazane; na drodze sprostowano pierwsze twierdzenie, wyprawując go pod Szczupaka. Zmęczony i niespokojny miał już dorożkę wziąć około teatru Bombastein, gdy zobaczył profesora z parasolem pod pachą. Szedł — quaerens quem devoret. P. Samuel poleciał ku niemu.
— Wiesz co się stało? — zawołał, nie witając się i dobywając listu — hrabia mnie porzuca. Czytaj? Co to jest?
Maciórek zwrócił uwagę, że w ulicy z listem stać i rozprawiać nie było podobna.
— Zajdźmy — rzekł — do pierwszéj lepszéj dziury.
Pod bokiem była stara winiarnia — wsunęli się do niéj. — Znając się na rzeczy Bombastein, kazał