swą chce zaszczycić. Tym sposobem, pewny jestem, zerwiemy głupie małżeństwo.
Mr. Jacques stał, słuchał i bawił się medalionem od zegarka, zdając rozważać czy mu tak wystąpić wypadało.
— Wiesz profesorze, choć tego, z pozwoleniem, (nazwał go czterma literami) znieść nie mogę — no jednak nie bardzo bym chciał mu drogę zapierać do majątku i poprawy losu... Dziewczyna rzeska, to prawda — ale jak ją weźmie...
— Ona go weźmie, nie on ją! — zawołał profesor — ona! majątek jéj, będzie musiał służyć za parawan w imię moralności.
Kelner się rozśmiał wesoło.
— Proszę cię — trzeba tak zrobić! nie ma rady! Prawda i rzetelność przedewszystkiem! Moralność! zasady! Niech wie do jakiéj familii ma należéć. On przed nią kłamie, po co sekreta, aby potém były nieprzyjemne siurpryzy? Nie, karty na stół — chce za niego iść, bardzo dobrze — ale niech wie, za kogo idzie!
— Zgoda — rzekł kelner — z tym warunkiem, że pójdziemy razem.
Profesor pochylił się na poręcz kanapy zdziwiony.
— A ja tam po co?
— Cała familia! hę! — zawołał Żak — kiedy ma ją poznać, niech wszyscy wystąpią. Pójdźmy jéj dziękować razem...
Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/328
Ta strona została uwierzytelniona.
— 116 —