Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/333

Ta strona została uwierzytelniona.
—   121   —

Dobra chwila upłynęła, nim namyśliwszy się nieco, pan Bolesław odzyskał mowę. Drżący zwrócił się do kelnera i skinął mu głową, zuchwałe zaraz spoglądając na pannę.
— Tak, rzekł — jest to mój brat. Nic dziwnego, że w podupadłéj familii znalazł się syn marnotrawny, którego się ona wyparła. Tak jest — brat to mój, niezaprzeczam, ale niech sam powie, czy nie był wygnany z domu i czyśmy mieli kiedy o nim wiadomość i stosunki.
— Tak, wszystko to szczera prawda — odezwał się z pozorną zimną krwią kelner. Ojciec nasz był ekonomem u hrabiów, mnie się boso latać sprzykrzyło za gęśmi, i drapnąłem z domu. Czułem powołanie, a jemu zawdzięczam, że i panią mogłem poznać w Paryżu, i ściślejszą z nią zawiązać znajomość.
Aurora zakąsiła do krwi usta — Bolesław popatrzał na nią dziwnie.
— No to cóż? — odezwała się — to co?
Nastąpiło milczenie ogólne. Po chwili panna, namyśliwszy się, śpiewając coś dla nadania sobie tonu, ułożywszy ogon sukni, aby jéj ruchem nie zawadzał, zostawując obu braci z sobą oko w oko, wyszła obojętna do swojego pokoju i na klucz się w nim zamknęła.
Żak patrzał na Bolesia bez gniewu, z politowaniem jakiémś — Bolesław, ręce w kieszenie włożywszy, odstąpił ku oknu.
— Nie gniewaj że się — odezwał Żak — przyszedłem cię ratować! Chciałeś się, słyszę, nie do rze-