jeśli się żywo sprawi, i wymagając ażeby przyniósł odpowiedź.
Po wyjściu Jacusia, o którego poselstwa dobrym skutku nie powątpiewał — p. Bolesław drzwi zamknął, i padł na fotelu odpoczywać. Nie mógł jeszcze przyjść do siebie, po tém co z nim zaszło. Teraz, jak zwykle człowiek, gdy mu się co niepowiedzie, starał się sam dowieść przed sobą, iż się to stało szczęśliwie, że Aurora była do zbytku płochą i zuchwałą, życie z nią groźne i t. p. Na myśl mu téż przychodziło co pocznie w razie (nadzwyczaj nieprawdopodobnym) gdyby p. Samuel obrażony dawnego stosunku nie chciał przywrócić. Nad tém się jednak nie bardzo zastanawiał, bo nieprzypuszczał, ażeby do tego aż przyjść mogło.
W zadumie bezładnie krążących myśli upłynęła godzina. — Wedle rachuby p. Bolesława Jacuś powinien by już był być z powrotem... Znał jednak nadto jego wisusowatą naturę, by się dziwił spóźnieniu.
Zaczynało zmierzchać, Jacusia nie było; zciemniło się zupełnie, nie nadchodził.
Boleś począł niecierpliwemi krokami mierzyć pokoiki — niepokój go ogarniał. Opóźnienie było złym znakiem. W ostatku zadzwonił Jacuś, bo drzwi były zamknięte. Bolesław pobiegł mu otworzyć.
— Czego żeś bawił tak długo? — zakrzyczał.
— Kazano mi czekać — słowo honoru daję.
— Gdzież odpowiedź.
Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/339
Ta strona została uwierzytelniona.
— 127 —